Temat zainspirowany ,,instrukcją obsługi kobiety”, po przeczytaniu której okazało się, że prawdopodobnie jestem facetem.
Toteż i zastanowiły mnie pewne kwestie dotyczące wyznacznika kobiecości i męskości oraz po części też podziału ról w związku dwojga ludzi. To, że dzisiejszymi czasy partnerzy dzielą swoje obowiązki w sposób niestandardowy np. kobieta zarabia, zaś mężczyzna jest na urlopie wychowawczym nie dziwi już nikogo. Dlatego też ciekawi mnie, jaki macie pogląd na pojęcie kobiecości i męskości w związku (i nie tylko tam, w życiu w pojedynkę również). Dla użytkowników obu płci proponuję dwa rodzaje pytań:
1. Kobiecość.
Drogie użytkowniczki, w jakich granicach mieści się Wasza kobiecość? Na ile czujecie się delikatnymi istotkami, które jak powietrza potrzebują opiekuńczego ramienia mężczyzny? Czy oczekujecie od partnera, by wykazał się jako typowy samiec alfa, czy też może raczej preferujecie zachowanie zgoła przeciwne i np. to Wy majtacie pędzlem po ścianie, a Wasz mężczyzna w tym czasie zawija zrazy? Czy ciągle staracie się być w 100% ,,technicznie niesprawną niewiastą”, która nawet żarówki nie wkręci, bo to nie jej działka? Warto by też wspomnieć o zewnętrznej kobiecości pojawiającej się w ubiorze i stylu bycia, czyli permanentna francja – elegancja, czy raczej luz-blues?
2. Męskość.
Szanowni użytkownicy, a jak Wy zdefiniujecie swoją męskość i na ile jesteście w stanie ją manifestować w obecności niewiasty? Gdy np. Wasza partnerka wbija gwoździe szybciej niż Wy, to czujecie się przez to pokrzywdzeni? I czy czujecie się skonfundowani, gdy kobieta roztacza wokół siebie aurę osoby silnej i umiejącej bez oporów zakasać rękawy i narąbać drewna do kominka (drobnego takiego, bo nie mówimy tu o paniach postury Agaty Wróbel, lecz o zwyczajnych ,,małych” kobietkach z ikrą)? O zewnętrzną stronę męskości nie pytam zakładając, że panowie nie chadzacie w sukieneczkach ani w eleganckich pończoszkach, lecz raczej zawsze nosicie się po ,,męsku".
Mniej więcej o to mi chodzi. Toteż i zapraszam wszystkich do dyskusji.
Toteż i zastanowiły mnie pewne kwestie dotyczące wyznacznika kobiecości i męskości oraz po części też podziału ról w związku dwojga ludzi. To, że dzisiejszymi czasy partnerzy dzielą swoje obowiązki w sposób niestandardowy np. kobieta zarabia, zaś mężczyzna jest na urlopie wychowawczym nie dziwi już nikogo. Dlatego też ciekawi mnie, jaki macie pogląd na pojęcie kobiecości i męskości w związku (i nie tylko tam, w życiu w pojedynkę również). Dla użytkowników obu płci proponuję dwa rodzaje pytań:
1. Kobiecość.
Drogie użytkowniczki, w jakich granicach mieści się Wasza kobiecość? Na ile czujecie się delikatnymi istotkami, które jak powietrza potrzebują opiekuńczego ramienia mężczyzny? Czy oczekujecie od partnera, by wykazał się jako typowy samiec alfa, czy też może raczej preferujecie zachowanie zgoła przeciwne i np. to Wy majtacie pędzlem po ścianie, a Wasz mężczyzna w tym czasie zawija zrazy? Czy ciągle staracie się być w 100% ,,technicznie niesprawną niewiastą”, która nawet żarówki nie wkręci, bo to nie jej działka? Warto by też wspomnieć o zewnętrznej kobiecości pojawiającej się w ubiorze i stylu bycia, czyli permanentna francja – elegancja, czy raczej luz-blues?
2. Męskość.
Szanowni użytkownicy, a jak Wy zdefiniujecie swoją męskość i na ile jesteście w stanie ją manifestować w obecności niewiasty? Gdy np. Wasza partnerka wbija gwoździe szybciej niż Wy, to czujecie się przez to pokrzywdzeni? I czy czujecie się skonfundowani, gdy kobieta roztacza wokół siebie aurę osoby silnej i umiejącej bez oporów zakasać rękawy i narąbać drewna do kominka (drobnego takiego, bo nie mówimy tu o paniach postury Agaty Wróbel, lecz o zwyczajnych ,,małych” kobietkach z ikrą)? O zewnętrzną stronę męskości nie pytam zakładając, że panowie nie chadzacie w sukieneczkach ani w eleganckich pończoszkach, lecz raczej zawsze nosicie się po ,,męsku".
Mniej więcej o to mi chodzi. Toteż i zapraszam wszystkich do dyskusji.
Skomentuj